Osadnictwo wołoskie i szałaśnictwo

kwi 13, 2018 przez

W 2 poł. XVIII w., w wyniku zwiększających się opłat czynszowych i innych wpływów, lasy przynosiły 300 razy większe dochody niż na.początku tegoż wieku. Równocześnie zmieniła się na niekorzyść sytuacja sałasznictwa, a właścicielom lasów śląskich zaczęła się bardziej opłacać racjonalna gospodarka leśna niż pobieranie czynszów od górali za wypas bydła. Wzmogło się zapotrzebowanie na drewno, gdyż powstało mnóstwo zakładów przemysłowych, dla których było ono niezbędne na opał, budowę i węgiel drzewny. Komora Cieszyńska zaczęła komasować lasy, zalesiać polany i tym samym ograniczać sałasznictwo. Jeszcze sytuacja samych sałaszników nie była najgorsza, gdyż — choć obszary wypasów kurczyły się, to jednak prawa ich na podstawie ugody były, przynajmniej czasowo określone, Dopiero XIX w. przyniósł głębokie zmiany. Mimo że uwłaszczenie gruntów góralskich w 1849 r. było korzystne, gdyż dotąd byli oni tylko ich użytkownikami w wieczystej dzierżawie, to sałasznictwo doznało w 1853 r. decydującego ciosu, przez likwidację serwitutów pastwiskowych i poboru drzewa w lasach. Górale stracili wówczas prawie połowę posiadanych pastwisk, a chociaż spółki stały się wyłącznymi właścicielami reszty, to jednak odtąd zaczęła zanikać gospodarka sałasznicza i stawała się zajęciem ubocznym. W całym Beskidzie Śląskim było czynnych w 1947-r. 25 sałaszów, a w 1960 r. już tylko 10, a mianowicie na Kotarzu (tzw. Węgierski), Starym Groniu, Skałce, Orłowej, Bukowym Groniu, Grabowej, na pn. stoku grzbietu Cieńkowa (tzw. Postrzedni), na pd. stoku tegoż grzbietu (tzw. Wyszni), i na „Gzuplu”, oraz próbny sałasz pod Tułem, zorganizowany przez spółdzielnię owczarską. Z czasem ilość owiec wybitnie malała i tak w XVIII w. wypasanych w Beskidzie Śląskim na sałaszach, wynosiła 15 tysięcy (liczba ta obejmowała cały Śląsk Cieszyński), w 1840 r. w samym Beskidzie Śląskim — 25 tysięcy, w 1910 r. — 4411, w 1937 — j 2310, w 1947 — 1660 sztuk. Na Żywiecczyźnie zjawiają się Wołosi wcześniej niż w Beskidzie Śląskim. Wspomina o nich już Długosz w ,,Żywocie św. Kingi ‘, jako o wypasających owce i bydło. W XVI i XVII w. koczowanie Wołochów jest stwierdzone na Żywiecczyźnie podobnie, jak wypasanie owiec w lesie na śródleśnych polanach Beskidu Żywieckiego i powracanie owiec z gór w okolice Wadowic i Oświęcimia na okres zimowy. Podobne zjawiska zachodziły także w Beskidzie Śląskim, gdzie z doi. Wisły, stada owiec kierowały się na zimowiska w okolice Kostkowic (na zach. od Skoczowa), zaś z doi. Brennicy pod Kończyce Wielkie (na pn. od Cieszyna) i w okolice Jaworza oraz Jasienicy. Bujny rozkwit życia pasterskiego na Żywiecczyźnie przypada na okres XV—XIX w. Chociaż brak danych pogłowia owiec z XVIII w. to zanotowana przez sławetnego wójta żywieckiego Komonieckiego ilość 600 polan i hal w państwie żywieckim mówi sama za siebie. Postępujące osadnictwo, a równocześnie eksploatacja lasów żywieckich dla pozyskania drewna, które miało coraz lepszą koniunkturę handlową, nadszarpnęło bardzo drzewostan. Równocześnie zaostrzało się starcie interesów góralskiej ludności i dworu. Górale-osadnicy nielegalnie ,,przyczyniają sobie grunta”, gdyż ,,chcąc żyć na święcie łazki (tj. grunta pochodzenia żarowego) palemy” — jak brzmiało zeznanie jednego z oskarżonych poddanych z Pewli w procesie z końca XVIII w. o bezprawne poszerzanie karczunków w lesie dworskim. Przybywała ilość owiec wypasanych na obszarze państwa żywieckiego Wielopolskich; ocenia się, że pod koniec XVIII w. pasło się tam ok. 35 tys. owiec. W 1843 r. ilość owiec wyniosła aż 60 tys., lecz w tym czasie (1853 r.) weszła w życie regulacja i wykupno serwitutów, Co podobnie jak w Beskidzie Śląskim — spowodowało załamanie i upadek szałaśnictwa; do czego przyczyniła się też nieumiejętność przystosowania się górali do nowych warunków. Na początku XIX w. pogłowie owiec wynosiło już tylko niecałe 6 tys. i utrzymywało się do 1939 r. mniej więcej na tym poziomie, lecz po wojnie spadło jeszcze poniżej, a na niektórych halach wygasło całkowicie. Niemniej tu i ówdzie rozwija się, chociaż w zmienionej nieco formie i dlatego turystę zainteresuje obraz przeniesiony jakby z innego czasu, zawsze ciekawy i romantyczny; stąd to -krótka wzmianka o życiu na hali, która w pamięci i pieśni górala zawsze łączy się ze swobodą, za którą zawsze tęskni: „Za stodolinką, za naszą tam by świeciło sałaszom. Tam by świeciło baczować, piękne dziewczęta miłować. Życie na hali zaczyna się w maju „jak wiosna wskazuje” od zbiórki owiec w ustalonym miejscu, czyli mieszania owiec i od wyruszenia na halę pod wodzą bacy, zw. w Beskidzie Śląskim baczą lub czasami czepowym. Zwyczaj mieszania owiec wygląda rozmaicie, zależnie od okolicy, inaczej (bardziej uroczyście) w Istebnej, inaczej w Wiśle, jeszcze inaczej na Żywiecczyźnie. Na ogół jednak zwyczaj ten traci swój dawny uroczysty obrzędowy charakter. W Wiśle i Brennej owce przyprowadza się ,,na sałasz”, stawia koszor dla owiec i kolebę dla pasterzy, a następnie spożywa ser z pierwszego udoju. W okresie wypasów przeprowadza się udój trzy razy dziennie w koszorze. Zebrane mleko zaprawia się klogiem (żołądek cielęcy), a gdy zetnie się, ugniata się grudkę sera i w płótnie wiesza w kolebie, a po podsuszeniu chowa w komarniku (skrzyni). Na Żywiecczyźnie oprócz bryndzy wyrabia się też oszczypki. Na niektórych sałaszach, stosuje się obecnie zamiast naturalnego klogu — podpuszczkę chemiczną. Na sałaszu owce pozostają ok. 20 tygodni, tj. do 29 września św. Michał); na Żywiecczyźnie okres wypasu jest krótszy. W grudę Pilska, owce wypasa się na wiosnę i w jesieni na halach ołożonych nisko i zw. stąd „spodkami”. Dawny zwyczaj zimowania owiec na hali w szopach (tzw. zimarki), dziś jest zaniechany prawie wszędzie w Beskidzie Śląskim i Żywieckim, jedynie w Wiśle i Brennej zimują owce w szopach. Niedola wsi beskidzkich. Warunki życia we wsiach beskidzkich, zagubionych w puszczy karpackiej, odciętych od świata i skazanych na twardą walkę o owsiany placek — same przez się były już bardzo ciężkie. Cóż dopiero, gdy pogarszał je wyzysk gospodarczy i stosowany przez panów ucisk społeczny. Lista powinności różni się tu i ówdzie, lecz wszędzie jest długa i stale rosnąca: i czynsze, daniny w naturze, dostarczanie pstrągów (na Śląsku), miodu, kur, jaj, rąbanie drzewa opałowego i wyrób szyndziołów (gontów), obowiązek zbijania tratew (tafli), przędzenie na rzecz dworu, palenie drzewa na popiół, obowiązek mielenia w młynach pańskich, przymus wykupu wódki, opłaty od hodowli, różne i formy robocizny, utrzymywanie stacji wojskowych, dziesięcina dla duchownych itd. Różnie nazywają się te ciężary i podatki w różnych częściach; były wypadki nakładania podatku od jabłek, leśnych orzechów i grzybów, tak — iż nawet dekret królewski zakazał tego, postanawiając: „tedy to nie ma być, bo to jest rosa boża.” Gdy szlachta w 2 poł. XV w. coraz bardziej zaczęła zwracać się ku ziemi, jako źródłu dochodów i zastępując gospodarkę czynszową, zaczęła tworzyć feudalne gospodarstwa folwarczne, wówczas nastąpił szybki wzrost pańszczyzny, ciężarów nakładanych na chłopa, powinności, czynszów i obróbki w różnych formach, aż do bezwzględnego w praktyce przypisywania górala do ziemi. Ludność wiejska staje się przedmiotem nieznanego przedtem w tych rozmiarach wyzysku i ucisku. Sytuacja pod tym względem niewiele różniła się w Beskidzie Śląskim pod rządami Komory Cieszyńskiej, na Żywiecczyźnie pod samowładztwem właścicieli państwa żywieckiego, czy na obszarach należących do kasztelanii krakowskiej i w starostwie lanckorońskim. W ciemiężeniu ludności na Żywiecczyźnie wyróżnił się szczególnie Mikołaj Komorowski. Po objęciu w 1609 r. państwa żywieckiego, zwiększył on znacznie czynsze i powinności i wprowadził w zorganizowanych folwarkach pańszczyznę. Dla zwiększenia folwarków stosował z całą bezwzględnością rugi, np. w Sporyszu wyrugował ludność góralską z urodzajnych pól i przydzielił im jałowe ugory na Grójcu. To samo uczynił z kilkunastoma wsiami, wywołując nienawiść ludności do dworu i pogłębiając nędzę. Stosowano samowolnie skracanie okresu zwolnień od danin zarębnikom, zwanym i też Nowakami, tj. osadnikom wolnym od danin „przez 20 lat 1 za cenę osadzania się na surowym korzeniu”. Podobną rolę co Komorowski na Podhalu i Żywiecczyźnie odegrał w 2 poł. XVII w. „zły pan” Stanisław Warszycki na terenie kasztelanii krakowskiej; równą niesławę zyskała sobie w starostwie lanckorońskim Marianna Zebrzydowska. W wypadku niewykonywania powinności lub pańszczyzny, stosowana była powszechnie kara chłosty i więzienia. Cóż nawet mogły pomóc słuszność i prawo stojące po stronie chłopa, gdy mówiło się, że „prawo jest jak pajęczyna: bąk się przebija a na muchę wina.” Gdy nie pomagały procesy i skargi, ludność beskidzka stosowała na obszarze całych Karpat najpierw bierny opór i zbiegostwo masowe na Śląsk lub Orawę, a gdy wyzysk i ucisk przebrały miarę, spontaniczne organizowanie zbójnictwa i zbrojnych wystąpień o charakterze powstań.

Podobne

Tagi