Zbójnictwo
Na podłożu nędzy wsi góralskich, osiągającej szczytowe nasilenie w XVI i XVII w., pod uciskiem i wyzyskiem ze strony wielkiej własności, również pod wpływem rosnącej świadomości wśród górali, obok zdecydowanej formy walki z wielmożami, biernego oporu, strajku i jawnych buntów chłopskich, wyrosło w XVI w. w całych Karpatach zbójnictwo. Opromieniła je legenda ludu i jego wiara, że zbójnicy świat zrównają. Już sam wygląd zbójnika budził podziw. Nabijany złotem i srebrem pas, wysadzana drogimi kamieniami broń, atłasowa koronka i pióropusz z orlich piór, budziły powszechny podziw i uznanie. O jednym ze zbójników Sobestianie Burym pisał wójt żywiecki Komoniecki, że Bury ,,hetman nad zbójcami, z towarzystwem swoim w żywieckim państwie i gdzie indziej grasował mając kompanię, która z chorągwią za nim chodziła…” W Beskidzie Śląskim, na całym Śląsku Cieszyńskim i Morawach do miary heroicznej urósł Ondraszek, czyli Andrzej Szebesta, urodziwy syn wójta z Janowic koło Frydka. Urodzony w 1680 r. chodził nawet do szkoły frydeckiej. Do zbójnictwa pchnąć go miała chęć pomszczenia zniewagi doznanej od hr. Prażmy, gdzie na dworze służył, a do którego żony miał się zalecać. Wojował przez lata z panami, rosła jego sławę i bogactwo, a pieśń ludowa otoczyła go legendą. Złakomił się na floreny cesarskie, wyznaczone na głowę Ondraszka, jego towarzysz Juraszek Fuciman z Malenowic i w karczmie w Sniadniowie na Morawach zabił go w 1715 r. — jak to przedstawia obraz z 1 poł. XVIII w. w Muzeum Miejskim w Cieszynie. Był to największy zbójnik śląski, równy Janosikowi sławą i czynami. Zbójnicy nie znali granic, zorganizowani w „kompanie” napadali na Orawę lub sąsiednie dziedziny. Stąd to żywieccy zbójnicy gościli często na Śląsku i odwrotnie śląscy na Żywiecczyźnie. „Zbójnik jo se zbójnik na Barani Górze Cekom na Slezioka, z piniondzami pudzie“ — śpiewała piosenka z Kamesznicy, gdzie zresztą nazwisko Sleziok, oznaczające pochodzenie ze Śląska — do dziś jest spotykane. Wielką sławę pozyskali sobie w XVIII w. w Beskidzie Śląskim i na Żywiecczyźnie hetmani zbójniccy Klimczakowie, wywodzący się z Żywiecczyzny. Było ich trzech, Jan, któremu Jan Kazimierz darował winy zbójnickie za pomoc udzieloną oddziałowi królewskiemu Stefana Bidzińskiego na Żywiecczyźnie oraz Wojciech i Mateusz. Była to — praw:e na pewno — bliska rodzina, która wielokrotnie napadała na państwo bielskie i na sam Żywiec (1695). Charakterystycznym przykładem ich fantazji było wysłanie posła do hr. Sunegha, pana na Bielsku, z żądaniem okupu i groźbą, że gdy będzie ścigał ich żołnierzami, spalą jego folwarki i wybiją bydło w górach. Wojciecha Klimczaka schwytanego w 1695 r. ,,egzekwowano na haku jako hetmana zawiesiwszy”, zaś Mateusz osaczony przy napadzie na Łodygowice i zmuszony do wycofania się na teren państwa bielskiego, został schwytany w Mikuszowicach w 1697 r. i stracony na Krzemionkach w Krakowie. Wśród mnóstwa mniej znanych zbójników, jak Tomasz Kubica z Mikuszowic, zw. Szałowiłym, Bartek Drozd z Ciśca, Walenty Jarczok z Dziedzic, Błażek Gawlik ze Soli, Marek Wojciura ze Szczyrku, Mikołaj Jurek z Milówki — wybiła się kompania Martyna Portasza, który w 1689 r. ,,z bratem swoim, a pachołkami dwudziestu pięcioma po Żywieckim Państwie i inszych okolicznych państwach zbójsłwem swem bardzo grasował, plebanie, dwory szlacheckie rabował”. Schwytano go ,,na łące nazwanej Srobite w Kolebie” i na Grójcu ,,przez kata Jędrka Krakowskiego stracono. Naprzód mu pasy dwa na plecach udarto i dwie ręce ucięto a na ostatku żywo na haku jako hetmana zawieszono”. Przez 4 lata trwała w trzydziestych latach XVIII w. działalność zbójnika Józefa Baczyńskiego pod Babią Górą, w Beskidzie Średnim i Gorcach. Pod koniec XVIII w. wsławiła się familia zbójnika Jurka Proćpaka (prawdziwe nazwisko Fiedor) z Kamesznicy, ostatniego wielkiego zbójnika Żywiecczyzny. Ze „zbójeckich piwnic” na Baraniej Górze urządzał on wyprawy na Śląsk, Orawę, a nawet na Węgry. W czasie słoty, która unieruchamiała całą kompanię zbójnicką — jak opowiadają starzy górale z Kamesznicy — zbójnicy skracali sobie czas, orząc leśne polany radłem, do którego się sami zaprzęgali. Takie „zbójnickie zagony” dochowały się podobno w lesie przy drodze ze szczytu Baraniej Góry na Halę Baranią. Następnie Proćpak przeniósł się pod Babią Górę, skąd nadal napadał z towarzyszami na Orawę. Byli w jego kompanii także śląscy zbójnicy, Janek Kulik z Ustronia, Janek Gonioł i Maciej Hajdys z Wisły. Wreszcie i tej kompanii przyszedł kres. Zdradzony przez niewierną kochankę Proćpak został schwytany i wraz z nim jego towarzysze. ,,Sprowadzili całą zgraję inkwizytorów kutych Do Kameśnic, miejsca zloczyńczego, sutych; Trzy szubienice w kwadrat złożone stały” — opowiada „Pieśń o Standrechcie”, czyli o sądzie doraźnym. Egzekucja Proćpaka i jego towarzyszy wywarła na Żywiecczyźnie tak duże wrażenie, ,,że od tego czasu cicho’, las i droga czysta”. Chociaż jeszcze do połowy XIX w. tu i ówdzie zdarzały się zbójnickie wyprawy, lecz okres największego nasilenia skończył się na Proćpaku. Zbójnictwo beskidzkie, jako forma walki górali z feudalizmem, przekształciło się w inne formy, związane z tworzeniem się nowych warunków społecznych i gospodarczych na wsi beskidzkiej. Bieda wsi górskich i podgórskich nadal jednak trwała. Sto dwadzieścia lat temu wędrujący po Beskidach i Orawie podróżnik Pietrusiński, dał tego przejmujący obraz w rozmowie z przygodnym góralem: ,,Co to mój przyjacielu pali się tam na dole? — To prosę Ich Miłości, nowinę palą, co to będą kopać zboże na spalenisku. — Sąż tu u Was i majętni gospodarze? — Proszę Ich Miłości, pracę tu kozdy najdzie, ale chleba nie ma…”